Mocne umoczenie, to znak firmowy początków Wolnej Polski. Siły walczące o kształt RP, pomiedzy zdychającą Rosją Jelcyna a ekspansją gospodarczą Niemiec, to konglomerat sowiecko - niemieckich interesów i interesików. Strategiczny cel, Polska słabiutka, Polska powolna, Polska rezerwuar współczesnych podludzi, do czarnej roboty, bezwolnych, prowadzonych na pasku rusko - niemieckiej propagandy, przyklaskującej wielkiemu projektowi Nowej Europy, tworzonej przez team Merkel - Putin z cichym błogosławieństwem, słabszych i jak zwykle chwiejnych Francuzików.
I jeszcze RAZ o bywszym królu i współczesnych Władcach Europy!
Objazd kraju przez Donalda Tuska i kolejne wygłaszane przez niego przemowy to okazja, by przyjrzeć się, w jakim stanie znajduje się kandydat na polskiego Mario Montiego i jego formacja po siedmiu latach odsunięcia od władzy. Generalnie: jest to stan, by użyć określenia technicznego, „rozpadu funkcji”.
Zachęcam do czytania prasowych relacji z występów na kolejnych uniwersytetach. Tusk bredzi tam, jak zeskleroziały towarzysz Susłow, albo inni aparatczycy schyłkowego breżniewizmu. Podobnie jak oni, obraca tylko frazesami z nowomowy i buja wśród ideologicznych abstraktów, jakby w ogóle nie miał kontaktu z rzeczywistością. Jedyna różnica, że tamci, których moje pokolenie ma wciąż w pamięci, bredzili o socjalizmie, internacjonalizmie i obozie światowego postępu ze Związkiem Radzieckim na czele, Tusk zaś, kopiując styl środowiska eurokratów, w którym się w ostatnich latach obracał, używa frazesów związanych z „pogłębianiem integracji europejskiej”. Ale sensu w jego tyradach, dokładnie tak samo, nie ma za grosz.
Cała mądrość aparatczyka sowieckiego sprowadzała się do tego, że o czymkolwiek by mówił, wiedział, że ma mówić, że jest to kolejnym dowodem, towarzysze, jak bardzo słuszna jest nasza linia i jak bardzo potrzeba nam dzisiaj jeszcze intensywniej nią podążać, budując socjalizm, konsekwentnie umacniając i zdecydowanie zacieśniając. I że potrzeba więcej jedności i więcej wysiłku w budowaniu, umacnianiu i zacieśnianiu. I że elementom, które nie budują, nie umacniają i nie zacieśniają, a co więcej, z wrogiej inspiracji próbują nam sypać piach w szprychy, rzucać kłody przed wieprze, i tak dalej, dajemy tutaj zdecydowany i jednoznaczny odpór, w imieniu mas ludowych, które reprezentujemy.
Wojna „w Ukrainie” dowiodła, powiada Tusk (tu akurat streszczam za „Dziennikiem” jego wystąpienie w Zielonej Górze, ale wszystko są mniej więcej w tym samym duchu) jak ważne jest nasze „zakorzenienie w strukturach Zachodu”, a zwłaszcza w Unii Europejskiej. I jest dowodem, że Unia Europejska potrzebuje więcej jedności. Jedność Europy jest naszą odpowiedzią na agresję Putina, który chce Europę w jej dążeniu do jedności, stąd inspiruje wrogów jedności, takich jak Kaczyński, Orban i Le Pen, żeby podkopywali i sabotowali, wsadzali kij, sypali piach i rzucali kłody. Ale my im tutaj dajemy zdecydowany odpór, bo całe społeczeństwo popiera jedność europejską.
Jeśli zmarnować chwilę na dokładniejsze przemyślenie przekazu „pełniącego obowiązki lidera demokratycznej opozycji”, to każdy jego element jest akuratnie kontrfaktyczny. Wojna na Ukrainie dowiodła właśnie czegoś zupełnie odwrotnego, że zaatakowanemu przez rosyjskich bandytów państwu nikt nie pomoże, jeśli ono sobie nie pomoże samo. Gdyby Ukraina czekała na pomoc „struktur zachodu”, ufna w moc papierka, na którym demokratyczne mocarstwa w zamian za wyrzeczenie się broni atomowej uroczyście zagwarantowały jej granice, gdyby nie wykonała ogromnego wysiłku zbrojąc i szkoląc nowoczesną armię, i gdyby ta armia nie wykazała się bezprzykładnym heroizmem i skutecznością, to by już dawno była z niej mokra plama.
A już szczególnie dowodzi wojna na Ukrainie, że przed niczym nie chroni i niczego nie daje „zakorzenianie się w strukturach” z Niemcami i Francją. Bo Amerykanie przynajmniej maja interes komuś, kto walczy z Rosją, przysyłać broń, instruktorów i pożyczki, a państwa „starej Unii” cała swoją strategię podtrzymania względnego dobrobytu i znaczenia w świecie oparły na rosyjskich surowcach, tanich, bo kupowanych od złodziejskiego reżimu notorycznie okradającego własny naród; i nawet dobitne dowody, że jest to reżim nie tylko złodziejski, ale zbrodniczy i agresywny, nie są w stanie skłonić elit niemieckich, francuskich i unijnych by „zechciały chcieć” od tej strategii odejść.
Skoro proces „pogłębiania integracji” oparty był na nordstreamach i systemie kurków do nich, z mniejszym kurkiem w Berlinie i większym w Moskwie, to nie ma żadnego powodu, dla którego Putin miałby być jego wrogiem. Przeciwnie, sfederalizowana – czytaj, niemiecka – Europa to najkorzystniejszy dla niego scenariusz. Oczywiście, Rosja, zgodnie ze swym behawiorem pająka, wsączającego wszystkim truciznę, opisanym kiedyś przez Benedykta Zientarę, popiera chętnie także radykałów zwalczających eurokrację – zresztą zarówno „prawicowych”, jak i „lewicowych”. Ale nie dlatego, żeby jej eurokraci szkodzili, ma ich przecież w kieszeni, tylko wyłącznie dlatego, że Rosja zawsze popiera wszystko, co rodzi na Zachodzie konflikt i zamęt, czy ubiera się to w szaty patriotyzmu, czy walki z antysemityzmem.
Równie oderwane od rzeczywistości są powtarzane przez Tusk zapewnienia, że jeśli cała reszta antypisu podda mu się i stworzy „jedna listę” to ta lista wygra. Ten wariant był już ćwiczony, ostatnio na Węgrzech, i zawsze daje ten sam efekt: wspólna lista dostaje znacznie mniej głosów, niż wynosi zsumowane arytmetycznie poparcie dla współtworzących ja ugrupowań, a na którymś ze skrajów wyskakuje nowa partia (w Polsce w eurowyborach była to skrajnie lewicowa „Wiosna” Biedronia, na Węgrzech nacjonalistyczna „Mi Hazank”) która zabiera „wspólnej liście” zirytowany zjednoczeniem z „mięczakami” radykalny elektorat. To są oczywiste fakty, i przeciwstawianie im, jak to czyni Tusk, sondaży oko-press czy jakiegoś istniejącego tylko w elitach Romana Giertycha „społecznego ośrodka badania opinii” jest dla polityka dyskredytujące.
Zważywszy to wszystko, fakt, że w najnowszym sondażu, kto jest liderem opozycji, kandydat „nie wiem” wygrywa z Tuskiem zaledwie ośmioma procentami, świadczy, że skłonność antypisowskiego wyborcy do wypierania ze świadomości słów swego idola jest w wypadku „p.o. przewodniczącego PO” równie wielka, jak w wypadku Wałęsy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz